Recenzja filmu

Baby Broker (2022)
Hirokazu Koreeda
Kang-ho Song
Dong-won Gang

Odkupienie

Tam, gdzie u niejednego twórcy wkradłaby się krzykliwa publicystyka, u Koreedy dominuje empatia, być może ryzykowana i kontrowersyjna. Ktoś mógłby rzec, że japoński reżyser ma zbyt wiele wiary w
Kiedy jeden z ulubionych reżyserów robi nowy film, często towarzyszy temu mieszanka ekscytacji i niepokoju – oczekiwania są wysokie, a ewentualne rozczarowanie boli bardziej niż zwykle. Oglądając "Prawdę" – poprzedni obraz Hirokazu Koreedy, nakręcony tuż po wybitnych, nagrodzonych Złotą Palmą "Złodziejaszkach" – padłem ofiarą tego mechanizmu. Dodatkowo, wypierając swoje rozczarowanie europejskim debiutem Koreedy, usilnie starałem się polubić "Prawdę" bardziej, niż na to zasługiwała. Wybierając się więc na "Baby Brokera", zrealizowanego również poza Japonią – choć w kulturowo bliższej niż Francja Korei Południowej – znów poczułem ucisk stresu w klatce piersiowej. Tym razem jednak postanowiłem być bezkompromisowo uczciwy wobec swoich odczuć, nawet jeśli miałoby to oznaczać krytycznofilmowe przytyki kierowane pod adresem Koreedy. Uzbrojenie to na szczęście okazało się zbędne. "Baby Broker" to jedno z najlepszych dzieł w dorobku Japończyka i jego powrót zarówno do formy, jak i ulubionej tematyki społecznej: wiwisekcji więzi rodzinnych z całą ich płynnością, odpowiedzialności za drugiego człowieka i moralnej ambiwalencji bohaterów postawionych w sytuacji skomplikowanych wyborów. Ten dość stały w dorobku reżysera zestaw wątków opowiedziany zostaje jednak poprzez nową dla Koreedy formułę narracyjną – kina drogi z zakradającymi się doń elementami kryminału i filmu gangsterskiego.



Dwaj główni bohaterowie, Sang-hyeon (nagrodzony z tę rolę w Cannes Song Kang-ho) i Dong-soo (Gang Dong-won) to tytułowi pośrednicy handlowi. Wykradają oni niektóre z niemowląt pozostawionych w pobliskim oknie życia i sprzedają je nowym rodzicom, omijając złożoność procesu adopcyjnego, a czasem wykorzystując jego luki prawne. Los styka brokerów z matką jednego z porzuconych dzieci, So-young (IU – popularna koreańska piosenkarka), chcącej odzyskać pociechę. Kobieta – mając ku temu własne powody – nie donosi organom ścigania na nielegalnych handlarzy, lecz wsiada wraz z nimi do wana i udaje się na poszukiwania odpowiednich rodziców dla swojego synka. Ich tropem podążają dwie policjantki, mające na celu przyłapanie obserwowanych od dawna brokerów na gorącym uczynku.

Nietrudno domyślić się, że napięta atmosfera początkowo czysto pragmatycznej i wątpliwej etycznie eskapady przerodzi się w podróż formacyjną dla wszystkich pasażerów, zwłaszcza gdy niespodziewanie dołącza do nich wygadany, kilkuletni zbieg z okolicznego domu dziecka. Kłamstwo o byciu rodziną zaimprowizowane przed zatrzymującym ich policjantem staje się zalążkiem rodzących się więzi. Pogłębiają się one z kolejnymi przygodami – wesołymi, jak dowcipne otwarcie okna podczas mycia auta w myjni czy wspólny polaroid w budce fotograficznej, oraz tymi poważnymi, czyli obarczoną ryzykiem zdemaskowania wizytą w szpitalu. Koreeda, jak mało kto, potrafi pochylić się nad bohaterami, uczynić ich trudną sytuację zrozumiałą, choć jak najdalszą od banału. Jest reżyserem relacji międzyludzkich, a jego twórczość to filmowy humanizm, wyciągnięcie ręki do człowieka – jakikolwiek by on był.

Historia snuta przez Koreedę w warstwie fabularnej niekiedy wydaje się aż nazbyt zawiła. Przykładowo okoliczności, które skłoniły So-young do porzucenia dziecka czy wątek gangsterów chcących odkupić niemowlę wprowadzone są zbyt chaotycznie, zaś epizodyczne postacie związane z tymi wydarzeniami wypadają nieco karykaturalnie. Jednakże zawiłość emocjonalna, a przede wszystkim moralna niejednoznaczność stanowią o sile "Baby Brokera". Nie da się go podsumować jednym zdaniem czy oceniającym poczynania postaci komentarzem. Dzieje się tak pomimo wyjściowego ustawienia pionków na szachownicy, które zgodnie z obiektywnym kodeksem dobra i zła, nakazywałoby bezwzględne potępienie osób handlującymi dziećmi, niezależnie od okoliczności. Sprawa jest znacznie bardziej złożona, a proste podziały nie oddają polemiczności motywacji i racji bohaterów. W jednej z dramatycznych wymian zdań Dong-soo zapytany przez So-young, dlaczego sprzedają dzieci, mówi wprost: "Bo ktoś te dzieci porzuca". "Po co zatem okna życia?" – odpowiada mu kobieta. To tylko początek góry lodowej nakładających się na siebie kontekstów, które prowokują dalszą lawinę niewygodnych pytań o odpowiedzialność za dzieci, świadome rodzicielstwo, istotność więzów krwi w relacjach rodzinnych czy o to, co jest większym złem: nie urodzić czy porzucić po urodzeniu?



Tam, gdzie u niejednego twórcy wkradłaby się krzykliwa publicystyka, u Koreedy dominuje empatia, być może ryzykowana i kontrowersyjna. Ktoś mógłby rzec, że japoński reżyser ma zbyt wiele wiary w ludzi. Ja rzekłbym, że zbyt często wydajemy sądy oparte na ogólnikach. Wydarzenia przedstawione w "Baby Brokerze" sprowadzone do suchej notatki prasowej czy wręcz nagłówka sugerowałyby niegodziwość i cynizm – "ktoś kogoś zabił; ktoś porzucił dziecko; ktoś to dziecko chciał sprzedać". A jakże inną historię oglądamy na ekranie. Wprawdzie film nie ma charakteru społecznego manifestu, jednak twórca, romantyzując i melodramatyzując niekryształowych bohaterów, daje im rozgrzeszenie. Wybaczenie sobie nawzajem jest też ważną częścią samej diegezy. Bo choć to film znacznie bardziej niż poprzednie dzieła Japończyka oparty na zwrotach akcji i z pewnością dynamiczniejszy, są tu i sceny iście Koreedowskie – wieczorne grupowe pogawędki tuż przed snem czy niespieszne słodko-gorzkie rozmowy o uczuciach szklące oczy zarówno postaci, jak i widzów.

"Baby Broker" uderza w czuły punkt – handel dziećmi zestawia z empatią. Jednak czy naprawdę chodzi o to, byśmy po prostu wzruszyli się losem tytułowych pośredników i godzących się na ten proceder matek? Koreeda nie daje łatwej odpowiedzi i niemal do końca seansu dokłada kolejne przesłanki i ujawnia fakty, które w zależności od moralnego kompasu odbiorców rozłożą się po różnych stronach wagi. Nade wszystko, nie generalizując, zdaje się mówić: oto prosty człowiek w bardzo skomplikowanym świecie. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy można robić filmy praktycznie cały czas o tym samym, a jednocześnie za każdym razem odkrywać coś na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones